Mało kto chce kupić auto po poważnej szkodzie wywołanej siłami natury. Mam tu na myśli gradobicie czy powódź. W ramach mojej usługi sprawdzenia samochodu przed zakupem zawsze to sprawdzam by klient nie kupił złomu.
Sprzedający by nie stracić na wartości sprzedawanego auta ukrywają w rożny sposób szkody na samochodzie. Tak samo jest w przypadku gradobicia i powodzi. Auta te są w zakupie od poszkodowanego zdecydowanie tańsze i po podszykowaniu przez handlarzy nagle uzyskują cenę rynkową. To może być problem dla zwykłego Kowalskiego jak nie dać się naciąć. Ale czy na pewno?
By ustalić, że auto było po powodzi lub gradobiciu nie trzeba specjalistycznych narzędzi. Słowo. O tym jest ten post.
Posiadając miernik grubości powłoki lakierniczej wszelkie grubości lakieru powyżej 150 mikro traktujemy za drugą warstwę lakieru. Jeżeli auto na zdecydowanej większości powierzchni mam taki wynik to wiadomo, albo poważny wypadek albo gradobicie.
Gradobicie to przeważnie naprawa polegająca na wyprostowaniu wgnieceń, wyrównaniu szpachlą i lakierowaniu samochodu. Jak to sprawdzić bez miernika. Tu będą widoczne oznaki drugiego malowania – pomalowana uszczelka, zacieki w zakamarkach, drobne pęcherzyki, pajęczynki na lakierze, odpryski, inny odcień lakieru.
Naprawa gradobicia bez lakierowania przez wyciągnięcie miejsc uderzeń po kulce gradowej jest widoczna pod kątem. Wgniecenia widać najczęściej przy krawędziach elementów, przy fabrycznych wzmocnieniach czyli tam gdzie nie udało się dojść z naprawą.
Sprawa auto po powodzi. To czuć. Auto będzie miało specyficzny zapach szlamu. Mimo, że sprzedający może próbować to ukryć np. kostką do kibla przyłóż nos do kanapy, uszczelki, deski to poczujesz. Odegnij uszczelkę. W jej zakamarku zobaczysz brązowawy osad. I niezawodna metoda. Odwiń do końca pas bezpieczeństwa. Będzie mokry, brudny i śmierdzący na końcu.